Liczne służby, w szczególności strażacy, zaangażowane były w poszukiwania zaginionego uczestnika spływu kajakowego. Jako jedyna redakcja poinformowaliśmy w niedzielę (24.08) wieczorem o poszukiwaniach kajakarza w rejonie Piszczka. Akcję rozpoczęto po zgłoszeniu zniknięcia jednego z uczestników spływu kajakowego.
Niezwłocznie podaliśmy tę informację na naszym profilu na facebooku, z nagraniem z prowadzonych przez służby poszukiwań. Jak ważne jest informowanie o takich działaniach pokazuje ten przypadek. Niewykluczone, że poszukiwania trwałyby długo, być może przerwane w nocy wznowione byłyby w poniedziałek.
Podaną przez nas informację o poszukiwaniach przeczytała mieszkanka naszego regionu. Skojarzyła, że syn mówił jej o incydencie na stacji benzynowej, na której pracuje. Późnym popołudniem w niedzielę (24.08) dotarł do niej mężczyzna, który prosił pracownia o nietypową pomoc. Nie przyjechał na stację autem, przyszedł, mniej więcej o godzinie 18.30. Poprosił o skontaktowanie się, za pośrednictwem messengera, z synem. Pracownik stacji benzynowej, pan Marek (imię zmienione na prośbę rozmówcy), napisał wiadomość do syna przybysza. Odzewu jednak nie było. Pan Marek zasugerował, żeby podał kontakt do innej osoby, która mogłaby pomóc w tej sytuacji. Pan Marek przypuszczał, że poza problemem, z którym zjawił się ów człowiek, mógłby pod wpływem alkoholu co utrudniało porozumiewanie się z nim.
Po chwili namysłu przybysz zasugerował kontakt z bratem, który jest właścicielem restauracji pod Toruniem. Pan Marek odnalazł numer telefonu do restauracji, udało się porozmawiać z jej właścicielemi, który faktycznie okazał się bratem gościa stacji. Brat poinformował pana Marka, że będzie kontaktował się ze swoi synem, który był na spływie razem z jego bratem. Tak pracownik stacji dowiedział się, że, że przybysz też uczestniczył w spływie. Restaurator z uwagi, że nie dodzwonił się do syna, postanowił przyjechać po brata osobiście. Była godzina 19.00.
O 20.20 pojawił się na stacji. Pan Marek zachował trzeźwość umysłu i sprawdził czy przybyły mężczyzna faktycznie jest bratem osoby, która szukała pomocy na stacji. Panowie razem odjechali autem.
O 22.00 mama pana Marka, przeglądając facebooka natrafiła na nasz wpis o wszczęciu poszukiwania kajakarza. Skojarzyła to z historią ze stacji, którą zdążył opowiedzieć jej syn. Pan Marek skontaktował się z nami chcąc skonfrontować te dwie sytuację – incydent na stacji benzynowej i poszukiwania kajakarza. Przypuszczał bowiem, że może chodzić o tę samą osobę. Skontaktowaliśmy się z policją podając przekazane nam nazwisko zaginionego. Policja w kilka minut potwierdziła, że chodzi właśnie o tego mężczyznę. Pan Marek również skontaktował się w policją i opowiedział swoją wersję wydarzeń.
Dzięki zbiegowi okoliczności – mama pana Marka czyta naszą informację o poszukiwaniach kajakarza, skojarzyła z historią opowiedzianą przez syna i razem postanowili zweryfikować te dane. Dzięki nim uczestnik spływu trafił do domu a co ważniejsze, można było zakończyć akcję poszukiwawczą niedługo po jej rozpoczęciu.
Po fakcie otrzymaliśmy również informacje, że poszukiwany będąc jeszcze w okolicy Piszczka zaczepiał ludzi i pytał możliwość podwiezienia do Torunia.
Dziękujemy panu Markowi i jego mamie za dobrą postawę i pomoc w szybkim zakończeniu poszukiwań.
W galerii zdjęcia z akcji poszukiwawczej.




















Foto: Arek Lorbiecki